piątek, 20 maja 2011

Słowo się rzekło...

... miało być frywolitkowo, więc tak będzie. :)

Po frywolitkowych ubrankach na jajka kordonki poszły na bok, bo na warsztacie wciąż był papier. Ale jak już wcześniej pisałam wiązanie supełków mi się spodobało i kwestią czasu było, kiedy znowu się za nie wezmę.

Tym razem postanowiłam zrobić frywolitkowe kolczyki. Już od jakiegoś czasu obserwuję w necie szał na własnoręcznie robioną biżuterię. Skusiłam się i ja i kilka miesięcy temu kupiłam trochę koralików i półfabrykatów jubilerskich. Tradycyjnie musiały trochę odczekać na swoją kolej, ale zaczynają się przydawać. :)


No dobra... po tym przydługim wstępie pora na zdjęcie :)


Oczywiście nadal nie kupiłam igły do frywolitek i macham je na zwykłej igle do szycia. Tylko igła coraz cieńsza. I kordonek też.

Tak samo było z quillingiem - zaczynałam na igle do szycia i w rezultacie nigdy nie kupiłam igły do quillingu. A teraz sobie nie wyobrażam zwijania paseczków na czymś innym niż moja igiełka do szycia. :)

4 komentarze:

ziutka pisze...

TAK zdolnych trzeba się po prostu urodzić, podziwiam Twój talent! przepiękne są te Twoje wszystkie twory.
BRAWO

Maria i Ola pisze...

Podziwiam Twoje postępy w frywolitce. Niedługo dołączysz do mistrzów :)

Marzycielka pisze...

Dziękuję Wam bardzo! Do mistrzów jeszcze mi daleko, ale frywolitkowanie bardzo mi się spodobało i chce mi się więcej i więcej.

A jeśli chodzi o urodzenie się zdolnym to masz dużo racji Ziutko - jak obserwuję moją Mamę i Jej zdolności, to widzę jak wiele odziedziczyłam po Niej. :)

Sylwka35 pisze...

No kochana, jak Ty takie rzeczy robisz na igle do szycia, to aż się boję, co byś wysupłała czółenkiem ;-) Super kolczyki, brawo !

Prześlij komentarz