Wzięłam się za... frywolitki. Marzyły mi się od dawna, chorowałam na nie bardzo... ale wciąż brakowało czasu (a może też odwagi) by spróbować. I najważniejsze - coś wychodzi! Oby tak dalej :)
A na razie jeszcze nie frywolitki, ale wciąż bombki. Jeszcze ich trochę zostało do pokazania, a i tak nie pokazuję wszystkich...
2 komentarze:
nie do uwierzenia ze tą techniką można robić takie cuda, pozdrawiam
Oj można, można. A ile jeszcze pomysłów siedzi w głowie, a brak czasu na ich zrealizowanie... ;)
Prześlij komentarz